piątek, 8 sierpnia 2014

Epilog



  Fale z łoskotem rozbijały się o skały. Wiatr szumiał w trawach i koronach drzew. Deszcz siekł mnie bezlitośnie po twarzy a mimo to stałam tam  uparcie i wpatrywałam się w horyzont. Powoli się ściemniało, burza ustawała. Na Wschodzie szalała wojna. Nad całą moją rodziną wisiała ciemność. Czułam to.
- Celebriano, żaden statek teraz nie przypłynie- głos Ildira wyrwał mnie z zadumy.
- Tracę nadzieję, że przypłynie kiedykolwiek.
- Wrócą.
  Odwróciłam się i  zaczęłam iść w stronę domu. Ildir myślał, że wrócą wszyscy, którzy jeszcze pozostali w Śródziemiu. Ale to była nieprawda. Wiedziałam, że rodziców już nie zobaczę. Matce zakazano powrotu, a ojciec jej nie opuści. Z Arweną pożegnałam się na zawsze wiele lat temu. Nie wiedziałam, co wybiorą chłopcy. Na pewno wiedziałam tylko, że przypłynie  Elrond. Na jego wspomnienie uśmiechnęłam się do siebie. Według Ildira był to tylko nikły cień mojego dawnego uśmiechu, ale nic mnie tu nie cieszyło.
Dwa lata później…
  Tego dnia jak zawsze spacerowałam po plaży. Od wielu lat było to moje stałe zajęcie. Przez jakiś czas podążał za mną Ildir chcąc się upewnić, że nie zrobię nic głupiego, ale potem upewnił się, że nie planuję odebrać sobie życia.
  Słońce już zaszło, zrobiło się ciemno, na niebie pojawiły się gwiazdy. Ostatni raz spojrzałam na Wschód. Powiodłam wzrokiem po gwiazdach ze zdziwieniem dostrzegając nieznane światełko na wprost portu. Najdziwniejsze było to, że poruszało się i zdawało się rosnąć. Od strony portu dochodziły pełne emocji głosy. Ktoś biegł plażą w moją stronę.
- Statek! Celebriano, statek!
Głos należał oczywiście do Ildira, który teraz zatrzymał się nie chcąc we mnie wpaść.
- Czyli ty też widzisz to światełko?
- Tak, każdy je widzi. Za pół godziny zawinie do portu.
Po chwili znaleźliśmy się na kamiennym pomoście. Teraz byłam już w stanie zobaczyć białe żagle odcinające się od nieba. Statek był co raz bliżej. Pierwszą myśl, która z niego nadleciała zignorowałam, nie wierząc  w to, by mogła istnieć. Ale potem pojawiły się kolejne. Przepełnione miłością i przeznaczone tylko dla mnie.
   Czułam, jak z mojej twarzy opada maska. Że zaczynam okazywać emocje. Chciałam zarówno płakać i śmiać się. W rezultacie po mojej twarzy zaczęły spływać  łzy. Dałam wreszcie upust nagromadzonym przez lata uczuciom.
Statek wreszcie znalazł się przy brzegu. Pierwszy zszedł z niego hobbit. Jak się domyślałam, Powiernik Pierścienia. Następnie pojawił się Mithrandir. Dotknął mojego ramienia szepnął mi do ucha:
- Uśmiechnij się. Myślę, że nie chcieliby cię widzieć zalanej łzami.
Spojrzał w stronę statku i uśmiechnął się porozumiewawczo do kogoś za moimi plecami. Odwróciłam się w tamtą stronę. Elrond szybkim krokiem zbliżał się do mnie nie zwracając większej uwagi na otaczające nas osoby. Rozłożył ramiona, a ja rzuciłam mu się na szyję. Kiedy mnie podniósł i okręcił wokół siebie, ze zdumieniem zorientowałam się, że dźwięk, który z siebie wydałam to śmiech. Dopiero gdy mnie pocałował, zorientowałam się, jak bardzo mi tego brakowało. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w gardle, gdy spojrzałam ponad jego ramieniem na osoby schodzące na ląd. Rodzice.
- To niemożliwe…
- A jednak- tym razem zobaczyłam kolejnego hobbita, o wiele starszego od Powiernika.- Na tym świecie, pani Celebriano, nie ma rzeczy niemożliwych.
__________________________________________
Tym razem to już naprawdę koniec. Nie planuję żadnych powrotów na tego bloga. Dziękuję Zosi za komentarze, w których prosiła o opis spotkanie Elronda i Celebriany. Tak więc Epilog z dedykacją dla Zosi ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz