Fale z łoskotem
rozbijały się o skały. Wiatr szumiał w trawach i koronach drzew. Deszcz siekł
mnie bezlitośnie po twarzy a mimo to stałam tam
uparcie i wpatrywałam się w horyzont. Powoli się ściemniało, burza
ustawała. Na Wschodzie szalała wojna. Nad całą moją rodziną wisiała ciemność.
Czułam to.
- Celebriano, żaden statek teraz nie przypłynie- głos Ildira
wyrwał mnie z zadumy.
- Tracę nadzieję, że przypłynie kiedykolwiek.
- Wrócą.
Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę domu. Ildir myślał, że wrócą
wszyscy, którzy jeszcze pozostali w Śródziemiu. Ale to była nieprawda.
Wiedziałam, że rodziców już nie zobaczę. Matce zakazano powrotu, a ojciec jej
nie opuści. Z Arweną pożegnałam się na zawsze wiele lat temu. Nie wiedziałam,
co wybiorą chłopcy. Na pewno wiedziałam tylko, że przypłynie Elrond. Na jego wspomnienie uśmiechnęłam się
do siebie. Według Ildira był to tylko nikły cień mojego dawnego uśmiechu, ale
nic mnie tu nie cieszyło.
Dwa lata później…
Tego dnia jak zawsze
spacerowałam po plaży. Od wielu lat było to moje stałe zajęcie. Przez jakiś
czas podążał za mną Ildir chcąc się upewnić, że nie zrobię nic głupiego, ale
potem upewnił się, że nie planuję odebrać sobie życia.
Słońce już zaszło,
zrobiło się ciemno, na niebie pojawiły się gwiazdy. Ostatni raz spojrzałam na
Wschód. Powiodłam wzrokiem po gwiazdach ze zdziwieniem dostrzegając nieznane
światełko na wprost portu. Najdziwniejsze było to, że poruszało się i zdawało
się rosnąć. Od strony portu dochodziły pełne emocji głosy. Ktoś biegł plażą w
moją stronę.
- Statek! Celebriano, statek!
Głos należał oczywiście do Ildira, który teraz zatrzymał się
nie chcąc we mnie wpaść.
- Czyli ty też widzisz to światełko?
- Tak, każdy je widzi. Za pół godziny zawinie do portu.
Po chwili znaleźliśmy się na kamiennym pomoście. Teraz byłam
już w stanie zobaczyć białe żagle odcinające się od nieba. Statek był co raz
bliżej. Pierwszą myśl, która z niego nadleciała zignorowałam, nie wierząc w to, by mogła istnieć. Ale potem pojawiły
się kolejne. Przepełnione miłością i przeznaczone tylko dla mnie.
Czułam, jak z mojej
twarzy opada maska. Że zaczynam okazywać emocje. Chciałam zarówno płakać i
śmiać się. W rezultacie po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Dałam wreszcie upust nagromadzonym przez
lata uczuciom.
Statek wreszcie znalazł się przy brzegu. Pierwszy zszedł z
niego hobbit. Jak się domyślałam, Powiernik Pierścienia. Następnie pojawił się
Mithrandir. Dotknął mojego ramienia szepnął mi do ucha:
- Uśmiechnij się. Myślę, że nie chcieliby cię widzieć
zalanej łzami.
Spojrzał w stronę statku i uśmiechnął się porozumiewawczo do
kogoś za moimi plecami. Odwróciłam się w tamtą stronę. Elrond szybkim krokiem
zbliżał się do mnie nie zwracając większej uwagi na otaczające nas osoby.
Rozłożył ramiona, a ja rzuciłam mu się na szyję. Kiedy mnie podniósł i okręcił
wokół siebie, ze zdumieniem zorientowałam się, że dźwięk, który z siebie
wydałam to śmiech. Dopiero gdy mnie pocałował, zorientowałam się, jak bardzo mi
tego brakowało. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w gardle, gdy
spojrzałam ponad jego ramieniem na osoby schodzące na ląd. Rodzice.
- To niemożliwe…
- A jednak- tym razem zobaczyłam kolejnego hobbita, o wiele
starszego od Powiernika.- Na tym świecie, pani Celebriano, nie ma rzeczy
niemożliwych.
__________________________________________
Tym razem to już naprawdę koniec. Nie planuję żadnych
powrotów na tego bloga. Dziękuję Zosi za komentarze, w których prosiła o opis
spotkanie Elronda i Celebriany. Tak więc Epilog z dedykacją dla Zosi ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz