Ta historia rozpoczyna się na wiele lat przed narodzinami
Celebriany. Ma swój początek w dniu, w którym bracia Elros i Elrond dokonali
wyboru co do swego dalszego losu. Dokonali tego w odosobnieniu. Po wielu
godzinach spędzonych na rozmyślaniu podjęli decyzję.
Z ciężkim sercem
opuścili komnaty. Spotkali się na tarasie, z którego rozciągał się widok na
morze i zachodzące słońce. Pojawili się tam równocześnie, jakby byli
zsynchronizowani.
Jeszcze nim Elros
się odezwał, Elrond wiedział, że coś się zmieniło. Coś zniknęło, umarło.
-Jak mogłeś… - Elrond nie wierzył własnym oczom. Świetlista
aura, która zazwyczaj ich otaczała biła teraz tylko od niego.
- Zanim zaczniesz czynić mi wyrzuty, posłuchaj swojego
starszego o całe pięć minut brata – Elros uśmiechał się szeroko, rozpierało go
szczęście.- Nie dziwi mnie twoja reakcja, wiedziałem, że tak będzie. Ale
wreszcie czuję się wolny. Przez te kilka godzin obstawałem przy tym, ze nie
porzucę nieśmiertelności. Zdecydowałem, gdy wyjrzałem przez okno.
W ogrodach stało stare drzewo, miało siedemset
albo i więcej lat. Obumierało od dawna. Przestało wypuszczać liście. Ale stało,
trzymało się prosto przez te wszystkie lata. A dziś, na moich oczach upadło.
Ostatecznie umarło. Upadając odsłoniło drugie drzewo: znacznie młodsze. Takie
które można wyrwać z ziemi jedną ręką. Do tego czasu żyło w cieniu
kilkusetletniego kolosa, który pochłaniał światło i wodę. Listki miało zwiędłe,
pozbawione koloru. Gdy spojrzałem na nie godzinę później wyglądało znacznie
inaczej. Liście nabrały kolorów, podniosły się.
To jest przemijanie Elrondzie. Ten kolos
trzymał się życia bardzo długo, ale ustąpił. Dał szansę temu, który dotychczas
żył w jego cieniu. Chcę mieć takie życie jak to drzewo: wzrastać przez wiele lat, a gdy nadejdzie
czas odejść i dać szansę młodszym, moim następcom.
Pewnie powiesz, że
to samo mógłbym robić zachowując nieśmiertelność. Możliwe, ale chodzi tu też o
znużenie. Czuję, że po przeżyciu kilku tysięcy lat bym zwariował.
Podszedł do brata i
położył mu dłonie na ramionach.
-Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz.
- Nie mógłbym. Po prostu… To wszystko jest takie dziwne.
Przez kilkadziesiąt lat prawie się nie rozstawaliśmy. A nawet jeśli, to wiedzieliśmy,
że znów się spotkamy. A gdy nadejdzie twój czas wszystko się skończy.
- Tak musi być. Umówmy się: ja dokonam wielkich czynów jako
człowiek, a ty, jako elf opiszesz je i przekażesz moim potomkom i będziesz miał
na nich oko.
- Znając ciebie, uważanie na nich może się okazać konieczne-
roześmiał się Elrond.
- A pewnego dnia nasze dzieci się spotkają. I będzie to
początek nowej ery…
Elros, jak się okazało był najdłużej żyjącym człowiekiem w
historii, który dał początek królom Numenoru, a co za tym idzie, także Gondoru
i Arnoru.
Rok po śmierci
Elrosa, w odległym Lindonie zapanowało wielkie szczęście. Elfy nie przestawały
śpiewać pieśni, w których zawierały całą swoją radość z wydarzenia, które
wkrótce miało nadejść. Stolica państwa była rozświetlona tysiącami świateł.
Oczekiwano narodzin dziecka Celeborna i Galadireli.
Dziecko przyszło na
świat o świcie. Wraz ze śpiewem ptaków rozległ się wyczekiwany od kilku godzin
płacz.
- Panie, masz córkę- twarz elfa, który oznajmiał to swemu
władcy wyrażała niepewność. Przecież każdy władca pragnie syna, który w
przyszłości zostałby jego następcą.
Celeborn nic nie
odpowiedział, tylko szybkim krokiem ruszył do komnat Galadrieli, by zobaczyć
córkę.
Pomagające przy
porodzie elfki zdążyły już umyć i ubrać dziewczynkę, która teraz spała spokojnie
w ramionach matki. Maleńką główkę pokrywały jasne włoski. Miała bladą,
nieskazitelną cerę. Ukryte pod powiekami oczka miały niebiesko - srebrną barwę.
Celeborn niemal
bezszelestnie wszedł do pokoju. Galadriela siedziała oparta o poduszki i wpatrywała
się w śliczną buzię córeczki, która zacisnęła rączkę na jej palcu. Usiadł obok
i pocałował żonę we włosy.
- Jest piękna – szepnął.
Galadriela przez chwilę milczała, a po chwili powiedziała
cicho:
- Ma przed sobą piękną przyszłość. Dzięki niej zostanie
odbudowana świetność państwa, które jeszcze nawet nie istnieje. Ale widzę też
cierpienia i to liczne.
- Życie to nie tylko szczęście i beztroska. Ból jest
potrzebny, by stać się silniejszym.
- Wiem, ale zdarza się, że ból niszczy. Taki właśnie jest
pisany naszej córce. Nie uchronimy jej przed nim. Będzie się musiała wyrzec
wielu rzeczy.
- Będzie tak silna jak ty. Poradzi sobie. A teraz nie myśl
już o tym. To dzień radości.
Galadriela posłała mu słaby uśmiech, a następnie, wsparta na
jego ramieniu podeszła z córeczką do okna. Było stąd słychać śmiech i śpiew.
Dziewczynka, słysząc je, otworzyła oczy i uśmiechnęła się pierwszy raz w życiu,
sprawiając, ze rodzice przestali się martwić jej niepewną przyszłością.
- Celebriana. Będziesz mieć na imię Celebriana…
__________________________
Robiłam trzy podejścia, żeby napisać ten prolog. Jak widzicie, udało mi się. Startuję z nową Celebrianą. Niektóre elementy będą się powtarzać, bo to w końcu historia tej samej osoby, tylko inaczej opowiedziana. Starą wersję zostawiam, porównajcie sobie, jak się z Celebrianą zmieniłyśmy ;)
Brak mi słów... Od dawna szukałam opowiadanie o Celebrianie :) Czekam na dalszą część. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam. Bardzo dziękuję za te miłe słowa. Rozdział w drodze ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń