sobota, 11 lipca 2015

Prolog



Ta historia rozpoczyna się na wiele lat przed narodzinami Celebriany. Ma swój początek w dniu, w którym bracia Elros i Elrond dokonali wyboru co do swego dalszego losu. Dokonali tego w odosobnieniu. Po wielu godzinach spędzonych na rozmyślaniu podjęli decyzję.
  Z ciężkim sercem opuścili komnaty. Spotkali się na tarasie, z którego rozciągał się widok na morze i zachodzące słońce. Pojawili się tam równocześnie, jakby byli zsynchronizowani.
  Jeszcze nim Elros się odezwał, Elrond wiedział, że coś się zmieniło. Coś zniknęło, umarło.
-Jak mogłeś… - Elrond nie wierzył własnym oczom. Świetlista aura, która zazwyczaj ich otaczała biła teraz tylko od niego.
- Zanim zaczniesz czynić mi wyrzuty, posłuchaj swojego starszego o całe pięć minut brata – Elros uśmiechał się szeroko, rozpierało go szczęście.- Nie dziwi mnie twoja reakcja, wiedziałem, że tak będzie. Ale wreszcie czuję się wolny. Przez te kilka godzin obstawałem przy tym, ze nie porzucę nieśmiertelności. Zdecydowałem, gdy wyjrzałem przez okno.
    W ogrodach stało stare drzewo, miało siedemset albo i więcej lat. Obumierało od dawna. Przestało wypuszczać liście. Ale stało, trzymało się prosto przez te wszystkie lata. A dziś, na moich oczach upadło. Ostatecznie umarło. Upadając odsłoniło drugie drzewo: znacznie młodsze. Takie które można wyrwać z ziemi jedną ręką. Do tego czasu żyło w cieniu kilkusetletniego kolosa, który pochłaniał światło i wodę. Listki miało zwiędłe, pozbawione koloru. Gdy spojrzałem na nie godzinę później wyglądało znacznie inaczej. Liście nabrały kolorów, podniosły się.
    To jest przemijanie Elrondzie. Ten kolos trzymał się życia bardzo długo, ale ustąpił. Dał szansę temu, który dotychczas żył w jego cieniu. Chcę mieć takie życie jak to drzewo:  wzrastać przez wiele lat, a gdy nadejdzie czas odejść i dać szansę młodszym, moim następcom.
   Pewnie powiesz, że to samo mógłbym robić zachowując nieśmiertelność. Możliwe, ale chodzi tu też o znużenie. Czuję, że po przeżyciu kilku tysięcy lat bym zwariował.
  Podszedł do brata i położył mu dłonie na ramionach.
-Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz.
- Nie mógłbym. Po prostu… To wszystko jest takie dziwne. Przez kilkadziesiąt lat prawie się nie rozstawaliśmy. A nawet jeśli, to wiedzieliśmy, że znów się spotkamy. A gdy nadejdzie twój czas wszystko się skończy.
- Tak musi być. Umówmy się: ja dokonam wielkich czynów jako człowiek, a ty, jako elf opiszesz je i przekażesz moim potomkom i będziesz miał na nich oko.
- Znając ciebie, uważanie na nich może się okazać konieczne- roześmiał się Elrond.
- A pewnego dnia nasze dzieci się spotkają. I będzie to początek nowej ery…
Elros, jak się okazało był najdłużej żyjącym człowiekiem w historii, który dał początek królom Numenoru, a co za tym idzie, także Gondoru i Arnoru.

  Rok po śmierci Elrosa, w odległym Lindonie zapanowało wielkie szczęście. Elfy nie przestawały śpiewać pieśni, w których zawierały całą swoją radość z wydarzenia, które wkrótce miało nadejść. Stolica państwa była rozświetlona tysiącami świateł. Oczekiwano narodzin dziecka Celeborna i Galadireli.
   Dziecko przyszło na świat o świcie. Wraz ze śpiewem ptaków rozległ się wyczekiwany od kilku godzin płacz.
- Panie, masz córkę- twarz elfa, który oznajmiał to swemu władcy wyrażała niepewność. Przecież każdy władca pragnie syna, który w przyszłości zostałby jego następcą.
   Celeborn nic nie odpowiedział, tylko szybkim krokiem ruszył do komnat Galadrieli, by zobaczyć córkę.
   Pomagające przy porodzie elfki zdążyły już umyć i ubrać dziewczynkę, która teraz spała spokojnie w ramionach matki. Maleńką główkę pokrywały jasne włoski. Miała bladą, nieskazitelną cerę. Ukryte pod powiekami oczka miały niebiesko - srebrną barwę.
   Celeborn niemal bezszelestnie wszedł do pokoju. Galadriela siedziała oparta o poduszki i wpatrywała się w śliczną buzię córeczki, która zacisnęła rączkę na jej palcu. Usiadł obok i pocałował żonę we włosy.
- Jest piękna – szepnął.
Galadriela przez chwilę milczała, a po chwili powiedziała cicho:
- Ma przed sobą piękną przyszłość. Dzięki niej zostanie odbudowana świetność państwa, które jeszcze nawet nie istnieje. Ale widzę też cierpienia i to liczne.
- Życie to nie tylko szczęście i beztroska. Ból jest potrzebny, by stać się silniejszym.
- Wiem, ale zdarza się, że ból niszczy. Taki właśnie jest pisany naszej córce. Nie uchronimy jej przed nim. Będzie się musiała wyrzec wielu rzeczy.
- Będzie tak silna jak ty. Poradzi sobie. A teraz nie myśl już o tym. To dzień radości.
Galadriela posłała mu słaby uśmiech, a następnie, wsparta na jego ramieniu podeszła z córeczką do okna. Było stąd słychać śmiech i śpiew. Dziewczynka, słysząc je, otworzyła oczy i uśmiechnęła się pierwszy raz w życiu, sprawiając, ze rodzice przestali się martwić jej niepewną przyszłością.
- Celebriana. Będziesz mieć na imię Celebriana…
__________________________
Robiłam trzy podejścia, żeby napisać ten prolog. Jak widzicie, udało mi się. Startuję z nową Celebrianą. Niektóre elementy będą się powtarzać, bo to w końcu historia tej samej osoby, tylko inaczej opowiedziana. Starą wersję zostawiam, porównajcie sobie, jak się z Celebrianą zmieniłyśmy ;)

3 komentarze:

  1. Brak mi słów... Od dawna szukałam opowiadanie o Celebrianie :) Czekam na dalszą część. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Bardzo dziękuję za te miłe słowa. Rozdział w drodze ;)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń