poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział VI



  
   - Ja ciebie też- pocałowałam go. A potem on mnie...
*  *  *
   Wczesnym rankiem wyjechaliśmy z Rivendell. Po kilku dniach zatrzymaliśmy się niedaleko Bramy Czerwonego Rogu. Przebyliśmy ją bez przeszkód następnego dnia. Odetchnęłam z ulgą, kiedy w oddali zobaczyłam Lórien. Konie puściły się galopem i późnym wieczorem wpadliśmy pomiędzy pierwsze drzewa. Powietrze pachniało słodko mimo, że była jesień. Podczas mojego pobytu w Rivendell wszędzie było jeszcze zielono. Był to koniec lata. A przez tydzień mojej podróży lato przeszło w jesień.
   Następnego dnia dojechaliśmy do Caras Galadhon. Zostawiłam konia w stajni i pobiegłam do sali tronowej. Przed drzwiami stał Haldir.
- Witaj Celebriano. Jak minęła podróż?- spytał, ale wiedziałam, że słyszał  o moim małym wypadku w drodze do Rivendell.
- Dziękuję, dobrze. Czy moi rodzice są w środku? Muszę z nimi porozmawiać.
- W tej chwili rozmawiają z czarodziejem.
- Którym?
Zaczęłam się już zastanawiać, kiedy Saruman zdążył tu przyjechać. Jego obecność w ostatnim czasie wręcz mnie prześladowała.
- Mithrandirem.
Odetchnęłam z ulgą.
- Mogę tam wejść?
- Nie wiem. Są tam już od godziny.
- Zaryzykuję.
Otwarłam drzwi i weszłam. Stali przy oknie. Wiedziałam na co patrzą. Okno wychodziło na Dol Guldur. Nie zauważyli mnie. Stałam tam przez chwilę i zastanawiałam się, co robić. Nagle mama odwróciła się i wreszcie mnie zauważyła. Szybkim krokiem podeszła do mnie rozkładając ramiona. Przytuliła mnie mocno."Martwiłam się o ciebie. Następnym razem dostaniesz większą eskortę."
- To będzie następny raz? Myślałam, że więcej nie wypuścisz mnie z Lórien.
*   *   *

   - I tak po prostu potoczył się do Morza? Coś mi tu nie pasuje.
Ojciec niespokojnie przechadzał się pomiędzy drzewami. Rodzice i Gandalf chyba nie bardzo chcieli wierzyć w to ,co powiedział Saruman.
- To jedyne, co wiemy-odparł czarodziej.
Nie słuchałam dalej. Pożegnałam się i poszłam spać.
  Jesień w Lórien to piękna pora roku, ale monotonna dla kogoś kto tu mieszka od bardzo dawna. Często spacerowałam, a czasem towarzyszył mi Ildir lub jego brat.I tak upływała mi jesień, zbliżała się zima.
   Tamtego dnia obudził mnie tętent kopyt. Wyjrzałam przez okno. Drogą pędził liczny orszak. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że sztandar wieziony na czele należał do Rivendell. Ubrałam się i uczesałam szybciej niż zwykle, wybiegłam  z pokoju i wpadłam w Nildira.
-  Dzień dobry, przejdziemy się?
- Dzień dobry. Przykro mi, ale nie tym razem
- To przez gości z Imaladris?
- Zgadłeś. A teraz muszę iść- chciałam go wyminąć, ale zastąpił mi drogę.-Naprawdę się spieszę.
- Nie idź tam.
- A niby dlaczego?
Nie odpowiedział. Podszedł do mnie, a ja się cofnęłam. I to się powtarzało, póki nie poczułam za plecami ściany. Jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko.
- Nie rób tego- poprosiłam cicho. Przez chwilę wydawało mi się, że posłucha, ale nic z tego. Już się zbierałam do tego, aby zacząć krzyczeć, ale nagle usłyszeliśmy kroki. Nildir momentalnie ode mnie odskoczył. Zza zakrętu wyszedł elf.
- Rodzice proszą cię do głównej sali, pani,
- Dziękuję.
jak najszybciej ruszyłam w stronę sali, a na plecach czułam jego spojrzenie. Wiedziałam, ze Nildir czuł zawód i było mi przykro, że tak to się skończyło. Chciałam mieć w nim przyjaciela, a on to źle zrozumiał...
*   *   *

   Kidy dotarłam do głównej sali, ze zdziwieniem spostrzegłam, że nikogo tam nie ma. Prawie nikogo. W kącie, trochę w cieniu stała jedna osoba. Serce mi przyspieszyło, kiedy z cienia wyszedł Elrond. Bez chwili namysły przebiegłam dzielącą nas przestrzeń  i wpadłam w jego ramiona. Nie wiem jak długo tak staliśmy, w każdym razie ja nie miałam dość.
- Co tu robisz?
-Stęskniłem się.
- Jest coś jeszcze, prawda?
- Tak. Żyję w Śródziemiu już wiele lat,ale dopiero teraz zaczynam czuć się samotny...
Serce znowu mi przyspieszyło. Teraz biło jak oszalałe. Bałam się, że zaraz stracę przytomność. Elrond zauważył, ze ledwo się trzymam na nogach, więc stanął tak, abym mogła się oniego oprzeć. Nie kontynuował już przerwanego wątku. Zamiast tego szepnął mi do ucha:
- Wiesz, że cię kocham Celebriano, prawda? Proszę cię ,abyś została moją zoną i panią na Imladris. Co mi odpowiesz?
- Tak..- nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo mnie pocałował.
___________________________
I znowu ckliwe, ale ponownie jest to zło konieczne. Bez tego nie da rady:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz